We wtorki Ewa ma basen.
Przygotowania do basenu rozpoczynają się w momencie, w którym odbieram Ewę z zajęć w szkole. Wtedy słyszę, rzucone jakby od niechcenia:
– Chyba się trochę przeziębiłam.
Te przeziębienia pojawiają się regularnie we wtorki koło 13:30, więc nie daję się tak łatwo nabrać. Wiem, że woda w basenie jest zimna i mokra, ale trudno. Trzeba dziecko trochę podręczyć (a właściwie – outsource’ować to dręczenie Panu Trenerowi Pływania).
Wczoraj na basen zajechałyśmy w miarę wcześnie, więc spokojnie zmieniłyśmy buty, oddałyśmy stos bluz i kurtek do szatni, a potem przeszłyśmy dalej. Ewa zamknęła się w przebieralni, żeby założyć kostium. I wtedy przypomniałam sobie, że jak wysiadałyśmy z auta, to Ewa miała w ręce swój telefon, a teraz nigdzie go nie widzę.
– Ewa, masz swój telefon?
I tu zaczęła się panika. Bo Ewa telefonu nie miała. Nie potrafiła sobie też przypomnieć, gdzie ten telefon zostawiła. Przeszukałyśmy torbę z rzeczami, moją torebkę – telefonu nie ma. Ewa w płacz, co nieco utrudniło założenie jej czepka i okularków (które powinny przecież chronić przed wodą napływającą z zewnątrz, a tutaj zatrzymywały ją w środku). Ostatecznie wypchnęłam ją na zajęcia obiecując, że pójdę telefonu szukać.
Wyszłam, rozejrzałam się po miejscu przed szatnią, spróbowałam na niego zadzwonić, ale nic. Napisałam też do Dawida, czy przypadkiem telefonu nie ma jednak w samochodzie (Chłopaki podwieźli nas na basen i pojechali na inne zajęcia). Nie było.
Po zajęciach, Ewa nieco spokojniejsza, dalej dopytywała, czy znalazłam telefon.
– Nie, ale jeszcze jest do sprawdzenia kieszeń Twojego płaszcza. Odbierzemy go z szatni i zobaczymy.
Telefon był (w co sama nie mogłam uwierzyć, szczerze mówiąc już go spisałam na straty).
– To co, jakie wnioski z całej sytuacji? – pytam Ewę.
– Mniej histeryzować?
Jak to mówią: „mądry Polak po szkodzie” 😀