Korzystając z wyjazdu Ewy (wakacje u Babci O., potem u Dziadków J. i S.) postanowiliśmy zabrać się za odkładany długo (za długo!) temat spania Piotrka.
Nocne zwyczaje moich dzieci zasługują nawet nie na osobny wpis, ale wręcz serię wpisów. I byłaby to opowieść pełna zwrotów akcji, z wieloma bohaterami i licznymi przetasowaniami. Ale w dużym skrócie:
- Na początku Ewa tylko spała. Na karmienie trzeba było ją wybudzać – i nie mówię tutaj o delikatnym smyraniu po policzkach, ale wręcz klepaniu po twarzy i szczypaniu w ucho (które to zabiegi znajdowały się pewnie niewiele przed interwencją opieki społecznej i zakładaniu nam niebieskiej karty). Na początku był to efekt wcześniactwa i żółtaczki poporodowej, ale zamiłowanie do spania pozostało u niej do chwili obecnej. Może więc nie była to kwestia wcześniactwa, ale raczej jedna z cech odziedziczonych po matce? 😉 W każdym razie jak już przeżyliśmy pierwsze 12 tygodni, kiedy to my nalegaliśmy na nocne budzenia, to dosyć szybko zaczęła przesypiać po 5-6h ciągiem i byliśmy zasadniczo raczej wyspanymi rodzicami:)
- Kiedy Ewa miała może ze dwa lata, zaczęliśmy trenować samodzielne zasypianie. A więc czytanie książki, bajka, tulaski, a potem wyjście z pokoju. Trochę czasu i nerwu to zajęło, ale udało się dojść do etapu, kiedy wychodziliśmy po jakichś 15 minutach u niej i zasypiała już sama (przesypiając później całą noc). Były później czasami lekkie perturbacje (typu odpieluchowanie nocne), ale zasadniczo nie było źle.
- W 2019 r. (Ewa miała 6 lat) nadszedł większy regres (spowodowany wg mnie zmianami w przedszkolu, do którego Ewa wtedy chodziła). Spanie się popsuło. Ewa przestała sama zasypiać, trzeba było leżeć z nią (jeśli próbowaliśmy wychodzić, to reagowała paniką, płaczem, wychodziła z pokoju, biegała co chwilę do łazienki). Czas zasypiania się wydłużał. Później zaczęła wymuszać, żeby ktoś z nią spał, co w praktyce kończyło się na spaniu u nas. Jeśli budziła się w nocy, to wstawała i przychodziła do nas.
- W tak zwanym międzyczasie pojawił się Piotrek 🙂 On ze spaniem w nocy nie miał większych problemów (tak samo jak z budzeniem się o odpowiednich porach na jedzenie :)), z odpieluchowaniem nie miał większych problemów, ale jako, że zawsze mieszkał w tym samym pokoju co starsza siostra, nigdy nie zdecydowaliśmy się na trening samodzielnego zasypiania – zawsze któreś z nas czekało u niego aż do zaśnięcia. Spowodowane to było tym, że chcieliśmy maksymalnie skrócić czas jego zasypiania, żeby móc spokojnie położyć Ewę (która kładła się później niż Piotrek, ale jednak nie na tyle późno, żeby wytrzymać ze 2h walki o zasypianie).
- Nocne spacery Ewy wywołały w pewnym momencie nocne spacery Piotrka. Tak jak wcześniej nie miał większych problemów z przespaniem całej nocy, tak od pewnego czasu zaczął budzić się w nocy razem z nią. A później niezależnie od niej. W sumie trudno powiedzieć, czy przyczyną było wstawanie Ewy albo w ogóle jej obecność – możliwe, że po prostu przebudzał się w nocy i nie widząc koło siebie któregoś z nas (a był do tej obecności przyzwyczajony w czasie zasypiania), postanawiał wstać i kogoś poszukać:)
- Obecnie sytuacja wygląda tak, że staramy się znowu nauczyć Ewę samodzielnie zasypiać u siebie w pokoju. Nie trzeba już z nią leżeć do zaśnięcia. Jeden czy dwa dni w tygodniu może zasypiać w naszej sypialni. Ale nawet jeśli zasypia u siebie, to w środku nocy i tak wędruje do nas. Piotrek też wstaje, ale u nas spać absolutnie nie chce – trzeba położyć się u niego. Tak więc jedno z nas ląduje codziennie u Piotrka (najczęściej Dawid, bo ma lżejszy sen i chyba łatwiej go wyciągnąć w nocy z łóżka), a drugie zostaje w naszej sypialni i większość nocy śpi z Ewą. Czasem od razu kładziemy się osobno (jeśli idziemy spać na tyle późno, że
No ale wracając do dnia dzisiejszego – Ewa wyjechała na wakacje, więc teoretycznie nic nas nie ograniczało i mogliśmy zacząć przyzwyczajać Piotrka do nowego schematu. Oczywiście zanim się do tego zabraliśmy, to minęło już kilka dni jej nieobecności, jednak lepiej wcześniej niż później.
Pierwsze dwa wieczory poszły nam nadspodziewanie łatwo – chwila tulasków, potem „to ty tu śpij, mama już idzie”, i chłopak śpi. Co więcej – nie przyszedł do nas aż do rana (a my, po tylu latach, mieliśmy wreszcie sypialnię TYLKO DLA SIEBIE i to na CAŁĄ NOC 🙂 ).
W kolejnych dniach był tak zmordowany (chodził wtedy na półkolonie, które miały bardzo intensywny program, plus był wtedy potworny upał), że padał w zasadzie zaraz po położeniu się. Nie bardzo więc mogliśmy cokolwiek z nim trenować.
Po drodze zaczął pojawiać się jednak inny problem – Piotrek zaczął odmawiać kąpieli. Zmiana wieczornego schematu nie mogła być tutaj jedyną przyczyną, ponieważ pierwsze problemy z kąpielą pojawiły się już kilka dni wcześniej. Wtedy na wejście do wanny zdecydował się dopiero po tym, jak roztoczyliśmy przed nim wizję wspólnego wyjścia na basen z kolegą z przedszkola, tak zwanym „Lelonem”. Co ciekawe, wypad został zaplanowany głównie po to, żeby do basenu przekonać Leona, a Piotrek miał być tym, który pokaże, że włażenie do wody jest fajne 🙂 Leon do basenu się przekonał, a Piotrek od tego czasu już więcej do wanny ani pod prysznic nie wlazł:)
Później było coraz gorzej. Szantaż: „przed bajką musisz się wykąpać, jak nie to idziemy spać” nie wypalił – Piotrek dwa dni z rzędu stwierdził po prostu, że w takim razie idzie spać (gdzie wieczorna bajka to dla moich dzieci prawie świętość). Trzeciego dnia w ramach kąpieli zaliczyłam mu umycie stóp (!!!) gąbką. Czwartego byliśmy już naprawdę zdesperowani – Piotrek miał tego dnia wycieczkę do Kampinosu i ognisko – do domu wrócił szary od brudu. W ramach przekupstwa połączonego z odwracaniem uwagi włączyłam mu więc na telefonie bajkę i umyłam go całego mokrym ręcznikiem. Na środku łazienki, na stojąco, po kawałku, wycierając mu do sucha każdy ten kawałek zaraz po umyciu.
Te dni paniki na myśl o kąpieli idealnie nałożyły się na trening zasypiania, który rozpoczęliśmy. Myślałam sobie wtedy, że może nie można mieć wszystkiego: albo dziecko samo zasypia, albo jest czyste 😀 Zafascynowana wizją spania tylko we własnym łóżku przekonywałam się nawet, że to mycie Piotrka gąbką/ręcznikiem nie jest przecież takie złe…
Jednak po jakimś czasie najwyraźniej dotarło do Piotrka, że te nasze wyjścia, które on wcześniej uznał za wyjątek od reguły, to w zamyśle mają nową regułę stworzyć. I najwyraźniej bardzo mu się to nie spodobało, bo zaczął się temu opierać. Pewnego wieczoru po prostu się na mnie położył i w takiej pozycji zasnął, a kiedy próbowałam go z siebie zsunąć, to budził się spanikowany i łapał mnie znowu. Trwało to dłużej niż zwykle.
Aktualnie sytuacja wygląda więc tak: ciągle musimy leżeć z Piotrkiem aż zaśnie. Znowu budzi się w nocy i przychodzi, żeby się z nim położyć. Do domu wróciła Ewa, więc ona też wędruje (i marudzi, że musi się kłaść u siebie, bo przecież przez ostatnie tygodnie spała ciągle z kimś). No i – Piotrek ciągle nie chce się myć…