Rodzeństwo

Rodzeństwo

Nasze pobyty nad jeziorem w P. mają kilka stałych punktów. Jest plażowanie (w tym roku pogoda była idealna – 24 stopnie i lekkie zachmurzenie!), obiady w jednej z lokalnych knajpek (Piotrek zasmakował w ichniejszej pomidorowej, co znacząco poszerzyło jego wyjazdowy jadłospis), gry na automatach, no i nasz ulubiony wakacyjny przysmak – zakręcona frytka ❤

Ewa, która wchodzi właśnie w wiek, w którym napływ hormonów wszelakich zmusza organizm do pożerania ogromnych ilości jedzenia, mogłaby takich frytek zjeść… sporo. Nie wiemy dokładnie ile, bo ich cena uniemożliwia nam przeprowadzenie dokładnych testów 🙂 Ja z kolei wchodzę w wiek, w którym organizm podpowiada, żeby dać sobie z frytką na patyku spokój, bo pójdzie w tyłek. Ale w wakacje – kto by tam słuchał…

Któregoś popołudnia wybraliśmy się na spacer do tzw. „city”. Chłopaki poszli zagrać w cymbergaja, my z Ewą ustawiłyśmy się w kolejce po frytki. Gdy już miałyśmy odbierać swoje zamówienie, zjawił się Piotrek, który stwierdził, że jednak też chce frytkę (wcześniej nie chciał). Wewnętrzny głosik zaczął krzyczeć, że to się świetnie składa, że syn mnie (i mój tyłek) uratuje przed tym ociekającym tłuszczem ziemniakiem! No a poza tym było gorąco, w okolicy żadnego cienia, musielibyśmy znowu czekać… Tak więc bohatersko oddałam Piotrkowi frytkę i ruszyliśmy do domu.

Oczywiście po jakimś czasie Piotrek stwierdził, że on już się najadł, więcej nie chce, i mam tę frytkę od niego zabrać. Uciszam więc głosik rozsądku i jawnie się cieszę, że jednak zrezygnował z jedzenia. I już-już mam zacząć jeść, kiedy obok mnie pojawia się moja żarłoczna córka (która swoją porcję już dawno pochłonęła) i pyta: „Mamo, a mogę Twoją frytkę?”.

W tym momencie dzieje się ze mną coś przedziwnego. Gdyby cała ta sytuacja została pokazana w jakiejś kreskówce, to na moim ramieniu można byłoby zobaczyć takiego małego diabełka, który wyciąga wielką maczugę, wali nią we wspomniany wcześniej głosik rozsądku, po czym mówi: „odzyskałaś swoją frytkę, nie daj się drugi raz nabierać na urocze oczy swoich dzieci, BĄDŹ SILNA!”.

W rzeczywistości odpowiadam tylko trochę płaczliwym głosem: „No weź, to moja frytka, i tak Piotrek mi już zeżarł prawie połowę, ja też chcę, dzisiaj nie jadłam jeszcze frytki!”.

Córka jakoś godzi się z moimi racjami. Z trudem, no ale się godzi.

Cały dialog słyszy oczywiście Piotrek. Patrzę na niego, on na mnie. I już wiem, co zaraz powie.

„Mamo, daj mi frytkę, chcę ją z powrotem”

Diabełek krzyczy mi do ucha: „Nie dawaj się, UCIEKAJ CO SIŁ W NOGACH!”

Próbuję jeszcze walczyć, zjeść jak najwięcej, ale on mnie dogania. Małe zdradzieckie rączki wyrywają mi patyk z ręki i wręczają go siostrze…


I tak sobie później szłam i myślałam, że jeśli coś nam się w tym rodzicielstwie udaje, albo – zakładając, że rodzice nie mają na to wpływu – jeśli im coś się w życiu udało, to właśnie to, jakim są rodzeństwem. I to pomimo trudności w komunikowaniu, pomimo różnicy wieku i płci. Piotrek uważa Ewę za autorytet, ale też bez ślepego bałwochwalstwa, potrafi się z Ewą droczyć i robić jej różne psikusy. Ewa z kolei ma dla Piotrka sporo cierpliwości, jak chyba dla nikogo innego, potrafi też odpuścić czasem swoją wygraną, kiedy widzi, że dla niego byłaby ona zbyt trudna. Oboje się za sobą wstawiają i o siebie troszczą (niech tylko ktoś spróbuje zażartować, że moglibyśmy gdzieś zostawić jedno z nich!). Piotrek przynosi do domu patyki, które mogłyby spodobać się Ewie, z kolei ona pożycza mu swoje ulubione pluszaki. Potrafią ze sobą rozmawiać, co z wielu względów nie jest łatwe – Ewa często zaczyna myśl i gubi ją w trakcie wypowiedzi, a Piotrek nie zawsze mówi wyraźnie i zrozumiale dla postronnych (nikt tak jak oni nie potrafi przeprowadzić wyimaginowanej bitwy wyimaginowanych Pokemonów!). I chociaż nie spędzają ze sobą jakoś bardzo dużo czasu, to jednak czasem bawią się wspólnie i widać, że sprawia im to przyjemność.

Cieszę się, że mają siebie 🙂

Dodaj komentarz