Ostatnio wiele rzeczy robię w biegu. W pracy – kilka ważnych projektów, wszystko na „już”. Na szczęście na tym froncie już robi się powoli trochę spokojniej – odpadł mi wyjazd służbowy, którego widmo wisiało nade mną przez kilka ostatnich tygodni, a który miał mi pochłonąć kilka ładnych dni pracy (którą przecież i tak będę musiała wykonać) i pół weekendu. W domu – mam wrażenie, że ciągle sprzątam, podnoszę porozrzucane płyty (Ewa ma fazę robienia „porządku” w naszej płytotece) i zabawki, zbieram naczynia, piorę i rozwieszam w kółko te same ubrania…
Zauważyłam też ostatnio, że wyostrzyła się u mnie typowa cecha każdej matki, mianowicie, wielozadaniowość. Coraz rzadziej mam „puste przebiegi” – jak przemieszczam się po mieszkaniu, to staram się odnieść jakąś rzecz na swoje miejsce. Ewa moczy się w wannie – ja ścieram podłogę w łazience. Siedzę w pracy na nudnawym spotkaniu – na komórce robię listę zakupów. A dziś rano jadąc metrem – adresowałam kopertę, którą muszę po południu wysłać na poczcie.
A wszystko po to, by mieć wieczorem chwilkę czasu, wyłożyć się na kanapie i obejrzeć ulubiony serial. Wróć. Wyłożyć się na kanapie, żeby obejrzeć ulubiony serial, po czym zasnąć już na samym jego początku:)