Pan Piotr przechodził dzisiaj samego siebie, jeśli chodzi o igranie ze zdrowiem psychicznym swojej matki. Jeśli coś dało się rozrzucić, rozlać, rozsypać, otworzyć – mimo kolejnych próśb i gróźb, że nie wolno – to to zrobił.
O 16:15, z pracy (wykonywanej w sypialni), WRESZCIE wrócił Dawid. A ja – jako, że ostatnia godzina była chyba jedną z najdłuższych w moim życiu – z radością oddałam mu zarządzanie stadem i wątpliwą przyjemność dyscyplinowania syna.
Coś tam przebąkiwał o jakimś autorytecie, ale nie zagłębiałam się w ten temat za bardzo. Zamiast tego „zagłębiłam” się w kanapę 🙂
Niedługo potem Pan Piotr, najwyraźniej niepoinformowany o autorytecie ojca, trzykrotnie zignorował zakaz bawienia się drzwiami od zamrażalnika. Został więc zaprowadzony do swojego pokoju w celu odbycia pięciominutowej kontemplacji na temat swojego nieposłuszeństwa (określanej potocznie mianem „kary”).
Kilka minut później miał miejsce następujący dialog:
Dawid: I co, będziesz już się słuchał?
Piotrek: Tak!
Dawid: Nie będziesz dalej psocił?
Piotrek: Tak!
Dawid: To czego nie można robić?
Piotrek: Tak!
🤦🏻♀️