Kiedy blisko trzy lata temu pisałam notkę podsumowującą nasze przeboje z fryzjerem, myślałam, że wiem na ten temat prawie wszystko i gorzej już nie będzie. I w jakimś sensie miałam rację – Ewa stopniowo oswajała się z zabiegami wykonywanymi przez P. Sylwię. Niedawno po raz pierwszy dała się obciąć w pelerynie i bez telefonu w ręku, a to oznacza, że na chwilę obecną osiągnęła najwyższy stopień wtajemniczenia (kolejne levele typu farbowanie czy trwała może sobie kiedyś ogarniać we własnym zakresie).
I wtedy wkroczył ON. Cały na biało (a w zasadzie to blond – w przeciwieństwie do reszty naszej rodziny). I nam pokazał…
Dosyć szybko zorientowaliśmy się, że do fryzjera musi z Piotrkiem chodzić Dawid – jako jedyny miał bowiem dość siły, żeby utrzymać potwora w ryzach. Oswajanie z maszynką i nożyczkami, wykonywane w warunkach domowych niewiele dało. Próbowałam do niego podchodzić z golarką Dawida, żeby oswoił się z dźwiękiem – wrzask i ucieczka. Nożyczki – wrzask i ucieczka. Odwracanie uwagi bajką – nie ma takiej opcji. Po jakimś czasie dałam sobie spokój.
Pewnego dnia stwierdziłam, że może trzeba go sposobem, że może salony fryzjerskie dla dzieci, z bajerami w postaci foteli w kształcie samochodów wyścigowych coś jednak w sobie mają i akurat to na Piotrka podziała. Szczególnie, że fascynacja samochodami była akurat bardzo silna. W dużym skrócie – Pani wypróbowała na Piotrku chyba wszystkie swoje sposoby, a pół godziny później Piotrek nie był lżejszy ani o pół włosa (my natomiast – o 30 złotych).
No nic, tak niestety bywa. Co więcej, zaczęliśmy coraz bardziej utwierdzać się w przekonaniu, że będzie trzeba zrobić Piotrkowi diagnozę integracji sensorycznej – na nadwrażliwość w obrębie głowy wskazywałaby nie tylko niechęć do zabiegów fryzjerskich, ale też niechęć do bycia polewanym wodą (np. podczas mycia włosów) czy unikanie niektórych dźwięków. A że włosy obcinać trzeba, robiliśmy to w dalszym ciągu na siłę.
Podobnie było wczoraj. Najpierw golenie maszynką – ryk i pisk, a więc Dawid zakłada Piotrkowi nelsona, a Pani Sylwia stara się jak najszybciej skończyć robotę. Po chwili – zmiana na nożyczki. Część obciętych włosów w ferworze walki wylądowała Piotrkowi na twarzy, więc Pani Sylwia bierze ręcznik i stara się je zetrzeć. Piotrek milknie. Łapie ręcznik i mocniej przyciska go do twarzy, tak, że ręcznik zasłania mu oczy i nos.
Pani Sylwia patrzy zdziwiona, po czym chwyta nożyczki i zaczyna ciąć.
Cisza.
Patrzymy po sobie. Przez chwilę zaczynam się nawet zastanawiać, czy chłopak nie poddusił się tym ręcznikiem, ale nie – oddycha, porusza nawet rękami, żeby poprawić ułożenie ręcznika.
– No, tego jeszcze nie grali – śmieje się Pani Sylwia i wraca do pracy.
Piotrek jest spokojny już do końca wizyty, Dawid rozluźnia uścisk, ale on w ogóle się nie wyrywa.
Wniosek – Piotrek ma coś z sokoła (albo konia – chociaż sokół brzmi jakoś dumniej): trzeba mu zasłonić oczy, wtedy jest mniej nerwowy 😉
