Właściwie to nie pamiętam, od czego wszystko się zaczęło. Możliwe, że od pewnej rozmowy, która miała miejsce kilka miesięcy temu.
– Mam już braciszka, to teraz urodzisz mi siostrzyczkę. Albo bliźniaki!
Na usta cisnęło mi się „chyba po moim trupie!”, ale udało mi się sklecić bardziej dyplomatyczną odpowiedź:
– Wiesz Ewa, mama niezbyt dobrze znosi bycie w ciąży, nie wie, czy powinna zajść w kolejną. Tak więc chyba będziesz musiała te bliźniaki urodzić sobie kiedyś sama.
Ewa zaakceptowała moje wyjaśnienie i w zasadzie płynnie przeszła do planowania operacji „bliźniaki”. Jakieś podstawy teoretyczne już nawet miała – w końcu nie na darmo oglądała ciągle „Było sobie życie”. Niemniej jednak musiałam jej wytłumaczyć, że z tymi dziećmi to pewnie będzie musiała jednak trochę poczekać, poza tym najpierw musiałaby znaleźć kogoś, kto byłby ich tatą. Czyli poznać jakiegoś chłopaka, a może nawet wziąć z nim ślub?
Dosyć szybko ze stawki wyeliminowany został Dawid – w końcu jest już żonaty, a jego żona od razu zaznaczyła, że dzielić się nim nie zamierza 🙂 Następnym w kolejce facetem był Piotrek. Wytłumaczyłam więc, że osoby z nią spokrewnione – tata, brat czy wujek – mają już swoje funkcje i jej mężami być nie mogą. Musi szukać gdzieś indziej.
– To w takim razie moim mężem będzie X!
X jest kolegą z przedszkola. Najwyraźniej takim najbardziej akceptowanym ze wszystkich kolegów, skoro w trybie ekspresowym awansował na narzeczonego. Celowo nie piszę, jak ma na imię – niech to pozostanie tajemnicą 😉
Rozpoczęło się więc planowanie. Ewa co jakiś czas wracała do tematu, raz po raz przypominając sobie o kolejnych szczegółach.
– Ja też chcę taki mieć! – powiedziała kiedyś, kręcąc pierścionkiem znajdującym się na moim palcu.
– To mój pierścionek zaręczynowy. Dostałam go od Taty.
– Mi też Tata kupi!
– Nie, pierścionek zaręczynowy to musi ci kupić twój narzeczony.
Zamyśliła się na chwilę, po czym stwierdziła nonszalancko:
– To X mi kupi. Ale najpierw sprawdzę w internecie i wybiorę, jaki bym chciała.
Plany robiły się coraz bardziej rozbudowane. Pewnego dnia opowiedziała mi o tym, jaką będzie miała sukienkę („Taką jak ty!”) i buty („Srebrne i błyszczące!”). Jak będą miały na imię jej dzieci – chłopiec i dziewczynka. Kto będzie ich chrzestnym.
Wiele razy podpytywaliśmy ją, czy X wie o jej planach i czy się na nie zgodził. Twierdziła, że tak. Czy faktycznie wiedział – wciąż nie wiem, boję się zapytać:) Ewa najwyraźniej jednak wciąż rozmyśla nad swoim wyborem i X – jeśli faktycznie wiąże z Ewą swoją przyszłość – musi mieć się na baczności.
Jakiś tydzień temu odbierałam Ewę z przedszkola. Szłyśmy przez podwórko, gdy nagle zaczepił Ewę pewien chłopiec i wyciągając do niej rękę powiedział:
– To dla ciebie.
W dłoni trzymał mały, błyszczący kamyczek. Ewa łaskawie przyjęła prezent i podziękowała. Towarzysząca chłopcu mama wyjaśniła:
– Mówił, że musi poczekać, żeby dać Ewie kamyk. Opowiadał, że Ewa to „ta dziewczynka, która dużo mówi”.
[Na marginesie: zauważyliście? 🙂 „Dużo mówi”! Dla matki, która kiedyś tak długo czekała na pierwsze słowo i martwiła się, że ono nigdy się nie pojawi – to wielki komplement!]
W domu opowiedziałam o całym zdarzeniu Dawidowi i wspólnie udało nam się wyciągnąć od Ewy następujące fakty: chłopiec chodzi do starszaków, Ewa nie pamięta jego imienia (to nas akurat nie zdziwiło – ma z tym problem), a kamyk znaleźli wspólnie podczas zabawy w piaskownicy.
Następnego dnia miała być wycieczka. Dawid, chcąc podpuścić Ewę, zapytał:
– Ewa, a twój nowy narzeczony też jedzie na wycieczkę?
Zupełnie obojętnie, nie odrywając wzroku od książki, odpowiedziała:
– Nie. Ma siedzieć w piaskownicy i szukać mi nowych kamyków.
Czyli – jeśli jest tam jakaś miłość, to raczej jednostronna.
A dzisiaj, po tym, jak pewien chłopiec powiedział mi na klatce „dzień dobry”, stwierdziła:
– Mamo, ten chłopiec powiedział ci „dzień dobry”. A ty mu odpowiedziałaś „dzień dobry”. Może będzie moim narzeczonym?
I nie wiem – cieszyć się, że za dobry materiał na męża uważa tego, który jest grzeczny dla jej matki? A może martwić się, że tak często zmienia zdanie? 😉