U fryzjera

U fryzjera

Dla wielu dzieci wizyta u fryzjera jest dosyć trudna. W przypadku dzieci ze spektrum autyzmu – bywa często wręcz niemożliwa.

Ewa do fryzjera chodzi od dawna – i musi chodzić dosyć często, bo spinanie włosów nie wchodzi w grę. A kiedy włosy robią się za długie – zachodzą za kołnierz, łaskoczą – co kończy się podrapaną do krwi szyją. Tak więc od kilku już lat Ewa nosi krótką fryzurę z grzywką, „serwisowaną” w zakładzie fryzjerskim średnio raz na 2-3 miesiące.

Pierwszy raz grzywkę podcinałam jej sama – miała pewnie wtedy niespełna rok. I obiecałam sobie, że nigdy, przenigdy więcej tego nie zrobię – człowiek się spocił, jakby co najmniej robił dziecku operację na otwartym sercu, dziecko zestresowane i zaryczane do granic możliwości, a efekt półgodzinnych starań wyglądał tak, jakbym próbowała ją obciąć tępym sekatorem, a nie nożyczkami.

Następną wizytę odbiliśmy już u fryzjera dziecięcego – i tam Ewa całkowicie poddała się procedurze, jakby to było dla niej coś zupełnie normalnego. Przez jakiś rok-dwa nie było większych problemów – no, może minimalny stres, ale nic takiego, czego nie można by zniwelować tabletem z bajkami:)

Później przyszedł kryzys i wyraźna niechęć do wszelkich fryzjerskich zabiegów. Problem z tym, żeby usiąść na fotelu i pozwolić pani zbliżyć się z nożyczkami do włosów.

Zmieniliśmy fryzjerkę, myśląc, że ta niechęć skierowana jest do konkretnej osoby, a nie samej procedury. Średnio pomogło. Dwie wizyty minęły i zero sukcesów.

W przypływie desperacji zabrałam Ewę do swojej własnej fryzjerki. Pani Sylwia wiedziała o autyzmie, więc przygotowała sobie trochę więcej czasu i była otwarta na różne ustępstwa, jeśli chodzi o cały proces.

Na początku – oczywiście stres. Nowe miejsce, więc Ewa kombinowała, jakby tu się wykręcić. Zażyczyła sobie odwiedzić toaletę, później pić. Samo przekonywanie jej do zatrzymania się w jednym miejscu trwało dobre dziesięć minut, podczas których Pani Sylwia cierpliwie czekała, aż będziemy gotowe.

A tak na marginesie – nasze siedzenie na kanapie wcale nie było takim dużym odstępstwem od normy… zresztą, zobaczcie filmik:))

W dużym skrócie – włosy udało się ściąć. Odpuściłyśmy jednak siadanie na fotelu fryzjerskim i zakładanie peleryny – siedziałyśmy razem na kanapie w poczekalni, Ewa na moich kolanach. Całe byłyśmy we włosach – ale czego się nie robi dla dobra sprawy!

Teraz, po wielu kolejnych wizytach, doszłyśmy już do etapu, w którym Ewa od razu siada sama na fotel, daje się popsikać wodą/odżywką, wykonuje polecenia Pani Sylwii (typu: „a teraz spójrz do góry”). Nie płacze i nie ucieka.

Nasze rady dla opornych:

1. Spróbujcie dobrze się do wizyty przygotować: obejrzyjcie jakieś filmiki, na których fryzjer tnie/czesze komuś włosy. Można też skorzystać z książeczek (np. „Zuzia idzie do fryzjera” z serii Mądra Mysz)

i-zuzia-idzie-do-fryzjera-madra-mysz
2. Poćwiczcie całą procedurę „na sucho” – pobawcie się w fryzjera w domu. Ale na początku – bez nożyczek, grzebieni i szczotek.

3. Zabierzcie dziecko na własną wizytę u fryzjera. W takim wypadku trzeba je zapewnić, że na fotelu usiądzie tylko mama lub tata, a ono nie będzie absolutnie poddawane żadnym zabiegom. Byłoby dobrze, gdyby fryzjer w trakcie wizyty był w stanie opowiedzieć dziecku, co po kolei robi i jakich narzędzi używa.

4. Jeśli dziecko ma problemy z nadwrażliwością sensoryczną – może mieć problem w ogóle z wejściem do salonu fryzjerskiego – przeszkadzać może hałas (suszarki do włosów) czy specyficzny zapach. Jeśli jesteśmy w stanie stwierdzić, że właśnie to jest problemem – być może warto rozważyć wizytę domową?

5. Można skorzystać z usług fryzjera dziecięcego – tam są z reguły zabawki i specjalne fotele fryzjerskie dla dzieci w kształcie np. samochodu wyścigowego. Dla niektórych – wystarczająco interesujący gadżet, żeby znieść trudy całej tej nieprzyjemnej procedury:)

6. Podczas samego cięcia – fryzjer powinien uprzedzać dziecko, co w danym momencie będzie robił. Może tłumaczyć, dlaczego robi niektóre rzeczy (np. że podpina włosy spinką, żeby obciąć te, które są pod spodem), jak nazywają się poszczególne narzędzia itd. Czym więcej dziecko usłyszy, tym więcej wie – a czym więcej wie, tym cała procedura jest bardziej „oswojona”.

7.  Jeśli na coś nie ma zgody, a nie jest to kluczowe – to można to odpuścić (np. siedzenie na fotelu, zakładanie peleryny, moczenie włosów itd.). Warto jednak małymi kroczkami dążyć do tego, aby się do tych rzeczy przyzwyczaić. W ramach stawiania sobie wyzwań:)

8. Tablet/komórka z bajką w rękę bardzo się przydają (chociaż niektóre dzieci wolą obserwować, co się dzieje – przynajmniej na początku)!

9. Do fryzjera można umawiać się z samego rana lub chwilę przed zamknięciem zakładu – wtedy jest zazwyczaj dużo spokojniej.

10. Warto mieć jednego, zaufanego fryzjera. Nawet kosztem dziecięcych foteli fryzjerskich czy innych gadżetów. My chodzimy do fryzjera dla dorosłych – ale tak jak pisałam wcześniej, Pani Fryzjerka nas zna, wie, na co może sobie pozwolić, a co absolutnie nie wchodzi w grę. Ewa ma całe miejsce – i samą panią:) – poznane i oswojone, wie, czego może się tam spodziewać, więc odpada część stresu.

Powodzenia! 🙂