Czytamy książkę. A w zasadzie – robimy przerwę w czytaniu książki na omawianie ilustracji. Ewa zadaje pytania, po czym sama na nie odpowiada.
Ewa: A co to jest?
Ja: No co?
Ewa: Wilk! A co to jest?
Ja: Kto to jest.
Ewa: Kto to jest?
Ja: No kto?
Ewa: Czerwony Kapturek! A co trzyma dziewczynka?
Ja: No co trzyma?
Ewa: WINO!
To tak jakbyście się zastanawiali, co KONKRETNIE niósł Czerwony Kapturek w koszyczku do babci. I czemu wilk na tej ilustracji jest taki potulny…;)
(Nie mam zielonego pojęcia, skąd ona bierze niektóre słowa, tego z pewnością nie podłapała w domu. Ale jeśli nie w domu – TO GDZIE?! :))
Haha, no nieźle 😉
My wino pijamy czasem do obiadu, więc z ciekawości zrobiłam test z moim dzieckiem – najpierw nie zauważył, żeby Kapturek niósł cokolwiek, bardziej go zainteresowało, że ten wilk taki jakiś grzeczny i idzie przy nodze, ale potem na zbliżeniu odpowiedział:
Butelkę. Z sokiem. Ale z jakim sokiem? (sam siebie zapytał) Chyba malinowym. Tak? (to już do mnie)
PolubieniePolubienie
No my w zasadzie w domu prawie nie pijemy, a jeśli już, to z pewnością nie wino (ja nie lubię, a Dawid woli w zasadzie każdy inny alkohol). Tak więc nie wiem, skąd ona to wzięła…:)
PolubieniePolubienie
U nas Czerwony Kapturek także nosi w koszyczku wino, a dodatkowo oczywiście „jajka, kinderki, jajka, lizaki, kinderki..” 🙂
PolubieniePolubienie