Po całym dniu – tym ze słoikami w roli głównej – wracamy we czwórkę do domu. Ewa zaczyna marudzić (w czym nie ma w sumie nic dziwnego, bo upał również jej zaczyna dawać się we znaki).
– A gdzie jedziemy?
– Do domu.
– Nie chcę do domu! Chcę gdzieś indziej! Chcę coś zjeść!!
– No to pojedziemy do domu i w domu zjesz zupę.
– Nie chcę zupy! Chcę coś innego!
W tym momencie trochę mi się przelało i w podobnym tonie do tego, którego używała ona, zaczęłam swoje żale.
– A ja jestem zmęczona! I boli mnie głowa! I mi gorąco, cała się lepię! I Piotrek dzisiaj ciągle ulewa, dwa razy go musiałam przebierać! I kupiłam złe słoiki! I moja córka ciągle marudzi!!
Chwila ciszy. Nagle z siedzenia obok słyszę, ciągle tym samym tonem:
– Przepraszam!!
– No!!!
– Od teraz nie marudzimy!!
– Dobrze!!