Nie pamiętam już teraz, od czego zaczęła się ta rozmowa. Chyba o tym, co będziemy robić w czasie wakacji (rzecz miała miejsce kilka tygodni temu), gdzie pojedziemy i kogo odwiedzimy. W pewnym momencie mówię Ewie:
Ja: Bo wiesz Ewa, Wujek M. jest chory i leży teraz w szpitalu.
Chwilę milczy, widzę, że trawi tę informację i nad czymś się zastanawia.
Ewa: A czy Wujek dostał naklejkę „Dzielny Pacjent”?
Roześmiałam się:) Nie spodziewałam się, że właśnie w tym kierunku pobiegną jej myśli, ale w sumie jest to jedyna znana jej procedura: choroba -> wizyta u lekarza -> naklejka w nagrodę.
Ja: Nie, chyba nie, dorośli raczej nie dostają już takich naklejek.
Ewa: To niedobrze! Wujek musi dostać taką naklejkę. To my mu zrobimy!
Nie zdążyłyśmy się do tego nawet zabrać, bo jakiś czas później Ewa sama musiała odwiedzić lekarza. A że stało się to krótko po szczepieniu na ospę, które, jak wiadomo, nie może się obejść bez stresującej procedury przyjmowania zastrzyku, nie obyło się bez histerii. Na szczęście jakoś udało mi się ją do lekarza wtoczyć i już w trakcie badania w miarę się uspokoiła (dopytując raz po raz Pana Doktora: „A co zrobisz potem? Nie będzie pielęgniarki? Pójdziemy do domu?„). Na koniec poprosiła o przysługującą jej naklejkę, wybrała sobie odpowiednią („chcę z Nemo!” – czyli z rybką) i wysępiła drugą, nadprogramową („z Zygzakiem” – czyli z autem – swoją drogą, szacun dla naszego lekarza, że rozpoznaje tego typu nawiązania do postaci z bajek Disney’a). Naklejkę z rybką kazała sobie od razu przykleić do koszulki.
Wychodząc z gabinetu pytam ją, co zrobić z drugą naklejką?
Ewa: Damy ją Wujkowi.