Odebrałam wczoraj Ewę nieco wcześniej. Po niezbyt udanym poranku (znowu lekki płacz przy zostawianiu jej w przedszkolu) miała podobno bardzo dobry dzień.
P. Agnieszka: Ewa, a powiedz mamie, na co byś chciała chodzić?
Ewa: Na Zumbę!
Podejście do zajęć z Zumby robiliśmy we wrześniu, ale nie było większego zainteresowania. Najwyraźniej jednak coś się zmieniło i teraz Ewa chce. Bardzo. Zaraz! Musiałam jej tłumaczyć, że zajęcia z Zumby są dopiero za tydzień, a teraz jedziemy na wycieczkę.
Już w samochodzie doprecyzowałam:
Ja: Ewa, teraz zostawiamy Złomka na parkingu, wsiadamy do metra, jedziemy na stację Politechnika, a tam idziemy na demonstrację.
Ewa jak zwykle wydawała się nie być zbytnio zainteresowana logistyką, ale sam fakt przejażdżki metrem sprawił, że pełna werwy wyskoczyła z samochodu i bez większego poganiania udała się ze mną na stację.
Kiedy zeszłyśmy już na peron, zauważyłam, że coś chce powiedzieć.
Ewa: Jedziemy na Stację Nemo!
Ja: Jaką stację? Powtórz, bo mama nie zrozumiała.
Ewa: Nemo!
Ja: Stację Nemo?!
Ewa: Na Nemo Stację!
Ja (wreszcie załapując o co chodzi): Aaaaa! Chcesz powiedzieć, „na demonstrację”!
Ewa: Nemo Stację!
Tak to się dogadałyśmy w tym hałasie:)
To była nasza pierwsza demonstracja. Żadne z nas nigdy wcześniej nie brało udziału w takim wydarzeniu. Trochę żałowaliśmy, że nie ma wyznaczonych kącików dla „autystów, introwertyków i osób aspołecznych” – gdzie jest w miarę cicho, nikt nie krzyczy, a poszczególni demonstranci stoją w minimalnej odległości 2m od siebie. Mimo to udało nam się obejść cały plac i wejść na chwilę na środek.
Akurat pod scenę dotarło czoło pochodu idącego z Centrum. Ewa poobserwowała chwilę hałaśliwe otoczenie (z jednej z najlepszych dostępnych miejscówek, czyli z ramion Taty), i z miną wyraźnie zniesmaczoną zarządziła: „do domku!”.
Tak, ja też ciągle się dziwię, że w takich sprawach jak np. standardy opieki okołoporodowej czy ściganie alimenciarzy trzeba urządzać demonstracje i strajki – ale co zrobić, widać takie czasy.
No ale byliśmy, żeby nie było;)

(zdjęcie: Bartłomiej Zborowski, PAP)